Basket Landes. „Ogromna chęć odkrywania wszystkiego”: Camille Droguet, bystre nogi i ambicja

26-letnia była zawodniczka Tarbes, która może grać jako obrońca lub skrzydłowy, wyraziła zadowolenie z dołączenia do mistrzów Francji i chęć prawdziwego rozpoczęcia sezonu.
To promieniująca Camille Droguet, która już czuje się bardzo swobodnie w środowisku Landes, zwierza się ze swoich pierwszych kroków w nowym klubie i mieście, w którym już się zaaklimatyzowała.
Jak minęło Ci lato?
Kontynuowałem treningi do połowy lipca. Najpierw byłem z francuską drużyną 5x5, potem z francuską drużyną 3x3, było super. Potem miałem dobrą przerwę, potrzebowałem jej. Przez miesiąc nie myślałem o koszykówce i czułem się dobrze. Udało mi się od niej odciąć: to był jeden z pierwszych lat, kiedy naprawdę znalazłem czas dla siebie. Dlatego nie mogłem się doczekać powrotu. Przyjechałem z wielką chęcią odkrywania wszystkiego, z ogromną motywacją.
Czy zacząłeś już orientować się w Mont-de-Marsan?
Tak. Czuję się naprawdę komfortowo. Zaczynam się orientować, nie muszę już korzystać z GPS-a, żeby dotrzeć z domu na siłownię czy do siłowni (śmiech), więc to dobry znak. Wszystko zaczyna się układać, mimo że dopiero zaczynamy trenować. Znałam już tu kilka osób, co bardzo mi pomaga: Marie (Pardon, przyp. red.) znam od bardzo dawna, a także Louise (Bussière), Sixtine'a (Macqueta) i Myriam (Djekoundade) z drużyny 3x3. Mam już pewne punkty odniesienia; fajnie jest nie przyjeżdżać zupełnie w nieznane. Zaczynam też dobrze poznawać tę siłownię; grałam tam sporo w zeszłym sezonie (śmiech).
Jak dokładnie przeżyłeś ten finał przeciwko swojemu przyszłemu klubowi?
Szczerze mówiąc, byłem w stu procentach oddany projektowi Tarbes, więc nie zadawałem sobie żadnych pytań. Zabawne było patrzeć, jak kibice trochę mnie drażnią, bo już wiedzieli, że tu przyjadę. Przed hotelem wisiał plakat, to było przezabawne! Niektórzy mogli to źle odebrać, ale ja wcale, mnie to rozbawiło. A co do samego finału, to już dawno za nami. Szczerze mówiąc, byłem bardzo rozczarowany po drugim meczu finału, bo dla mnie to był kluczowy moment. Więc kiedy graliśmy trzeci mecz, porażka była już prawie przetrawiona. Bo chociaż graliśmy do woli, widzieliśmy, że nie mamy już nic do gadania i że wszystko jest przesądzone. A potem, dla Tarbes, dotarcie do finału było naprawdę wyjątkowe, niekoniecznie mieliśmy taki cel. Więc oczywiście byłem bardzo rozczarowany, ale szybko poszedłem dalej. Lubię brać rzeczy takimi, jakie są.

Matthew Sartre
Mówi się, że od dawna chciałeś grać w Basket Landes... Czy to legenda, czy jest w tym ziarno prawdy?
Nie, to nie legenda (uśmiecha się). Kiedy byłam młoda, przyjechałam tu zagrać w Final Four Espoirs i na trybunach była cała banda. To miało na mnie wpływ. Pomyślałam sobie: ach tak, ale to musi być wspaniałe grać tutaj, w takiej atmosferze! Wtedy nie śledziłam koszykówki zbyt uważnie, nigdy nie mówiłam sobie, że zostanę zawodowcem, więc nie nazwałabym tego spełnieniem marzeń. Ale to prawda, że przez jakiś czas to utkwiło mi w pamięci.
Czy dołączenie do francuskich mistrzów zmienia coś w Twoim przypadku?
Nie, nie do końca. No dobrze, trochę się ze mnie śmieją, bo przegrałem w zeszłym roku, ale nie czuję większej presji.
Jakie są Twoje pierwsze wrażenia na temat grupy i personelu? Wydajesz się już czuć bardzo komfortowo...
Wszystko dzieje się całkiem naturalnie, zarówno z personelem, jak i zawodnikami. Nawet obcokrajowcy (Becky Massey i Julie Wotja, przyp. red.) mówią lub rozumieją francuski, co ułatwia sprawę. Wszyscy są bardzo otwarci i przyjaźni, czuję się dobrze. Jeśli chodzi o personel, trochę poćwiczyłem, zanim zaczęliśmy razem grać. To pozwoliło mi ich poznać i zobaczyć metody pracy. I mi odpowiadają: jest prosto, wiemy, dokąd zmierzamy.
Kilka słów o Tarbes, które właśnie spadło do NF1: co to dla Ciebie oznacza?
Jestem rozczarowany z powodu zawodników, którzy podpisali tam kontrakt i uwierzyli w projekt, bo powiedziano im, że nie będzie żadnych problemów. I jestem rozczarowany z powodu samej instytucji, bo to klub, który istnieje od lat, którego nazwa mówi sama za siebie we francuskiej koszykówce. W sali VIP są zdjęcia wszystkich drużyn, wspaniałych zawodników, którzy tam grali, zwycięstwa w Pucharze Ronchettiego, w mistrzostwach Francji... Tak, jestem smutny z powodu tej instytucji. Później nie jestem szczególnie zaskoczony tym, co się dzieje.
SudOuest